MECHANIKA. Akcję da się ustawić -- pręt chodzi perfekcyjnie, wintydżowy mostek daje radę. Przystawki działają. Progi nie kaleczą. Siodełko jak zwykle za wysoko -- do spiłowania, ale to norma.
ATRAKCJE. Wilk musi gdzieś być -- grałem w życiu na jednym jazzie, który go nie miał (wybitny egzemplarz znanego trójmiejskiego muzyka -- z innych czasów...). Mój poprzedni fender (p-bass) miał na V progu struny G, ten zaś jazzik ma na VII: nie jest najgorzej, choć to d jest tam wybitnie krótkie. Trzeba grać na XII progu struny D, kiedy ma brzmieć długo...
NIESPODZIANKI. Klucz struny G chodzi ewidentnie d u ż o gorzej, trochę jakby pracował posypany jakimś popiołem. Naoliwienie nic nie dało.
NIESPODZIANKI 2. Tragicznie dość odstaje płyta maskująca -- jest mocno wybrzuszona. Nie widać tego tylko z daleka i pewnie dlatego, że jest tego samego koloru co korpus. Trudno, zwłaszcza, że stare dobre czasy, kiedy można było grać bez nich minęły -- pod nią czeka na ciebie kanał na kabel. Miałem odruch, by zamówić inną, ale uświadomiłem sobie, że problemem jest złe nawiercenie dziurek pod wkręty.
NIESPODZIANKI 3. Wkręcenie gryfu w korpus pozostawia niestety trochę do życzenia. Jest zwyczajnie nierówne i samemu nie udało mi się tego lepiej dokręcić. Przy okazji doznałem lekkiego szoku: jeden z wkrętów mocujących gryf nie wchodzi w płytkę (z gustownym "F") dociskającą go do korpusu -- ma zwyczajnie nieco większą "główkę" i nie mieści się w tej "jamce" na płytce. Tak... też mi się nie chciało wierzyć. Dociska (jak wspomniałem, nieperfekcyjnie, ale funkcjonalnie), ale wygląda to średnio...
NIE OCZEKUJ CUDÓW. Trzeba jednak ustawić struny relatywnie wysoko, żeby nie mieć fret buzza; ja nie przepadam, gram też na flatach i klekotanie tychże brzmi tragicznie.
ŻEBY NIE BYŁO, ŻE TYLKO PSIOCZĘ. Z kosmetyki: satynowy tył gryfu + lakier na główce = perfekcyjnie! O to chodzi!
PRZYSTAWKI AKCEPTOWALNE, ALE... Musiałem podłożyć gąbkę pod przystawkę neck -- bez tego nie da się uzyskać sensownej dla tych magnesów akcji (wcale nie super wysokiej)
PODSUMOWANIE. Pomimo trochę zbyt wielu niedociągnięć, wiedziałem i nie pomyliłem się, że "meksykaniec" kupiony w ciemno, będzie spoko (nawet z tą beznadziejną podstrunnicą, która brzmi jaśniej niż palisander). Zależało mi na olsze -- niestety żaden (świetnie wykonany!!!) squier nie brzmi tak dobrze (po tym jak serię affinity zaczęto strugać z topól; nie grałem na tych z machoniu), a Marcusowych wytwórów nie brałem pod uwagę, ze wgzlędu na tę saperkę zamiast legitnego kształtu profilu główki kontrabasu na główce. W tej cenie fender ma konkurencji w olchowej kategorii. Żadne sx-y, vintage', harleye, g&l-e z bagiennego jesionu... Widać więc, że mogą lecieć sobie w kulki z jakością. Oczekiwałem jednak jakości choćby o gwiazdeczkę wyżej zwłaszcza w roku jubileuszowym.